zbojnickiegroup nalezymy

Niesztampowy pomysł na imprezę integracyjną!

Władysław i Krzysztof Trebunia Tutka

WŁADYSŁAW I KRZYSZTOF TREBUNIA TUTKA - NAJWYBITNIEJSI MUZYCY PODHALA

Władysław Trebunia-Tutka, jeden z najlepszych podhalańskich muzyków, grający przede wszystkim na skrzypcach, ale także na dudach i piszczałkach. Jest Władysław Trebunia również akademicko wykształconym artystą-plastykiem, zaś jego syn Krzysztof (ceniony inżynier architekt) i córka Anna założyli słynny w całej Polsce zespół "Trebunie-Tutki", słynny zarówno jako świetna kapela góralska, jak i jako grupa, interpretująca góralszczyznę w rytmach rockowych i hip-hopowych.

WŁADYSŁAW TREBUNIA-TUTKA - ARTYSTA I MUZYK PODHALAŃSKI

Władysław Trebunia-Tutka, jeden z najlepszych podhalańskich muzyków, grający przede wszystkim na skrzypcach, ale także na dudach i piszczałkach. Jest Władysław Trebunia również akademicko wykształconym artystą-plastykiem, zaś jego syn Krzysztof (ceniony inżynier architekt) i córka Anna założyli słynny w całej Polsce zespół "Trebunie-Tutki", słynny zarówno jako świetna kapela góralska, jak i jako grupa, interpretująca góralszczyznę w rytmach rockowych i hip-hopowych.

Ponizej znajduje się wywiad przeprowadzony z panem Władysławem Trebunią - Tutką.

Pana dwie życiowe pasje to muzyka i malarstwo. O tej pierwszej powiedziano i napisano już wiele. My chcielibyśmy się dowiedzieć skąd u Pana zamiłowanie do malarstwa. Jakie były początki?

zoto bez ta

Z tego, co wiem, z opowiadań starszych ode mnie osób, które obserwowały mnie w domu rodzinnym i z tego co sam pamiętam z mojego dzieciństwa, to zawsze byłem zafascynowany rysunkami starszego brata Henryka. Rysował on dużo i szybko, wykonywał takie scenki rodzajowe z życia wzięte, scenki humorystyczne i komiksowe. Mnie się to bardzo podobało i od najmłodszych lat chciałem i zacząłem go naśladować. Podobno jak miałem dwa lata obmalowywałem i obrysowywałem wszystkie w domu, ławy, krzesła i stoły. A co na to rodzice? Mama musiała to zmywać a tato, żeby zapobiec temu malarstwu "nameblowemu" przynosił mi różne papiery. A ponieważ działo się to zaraz po wojnie gdy nie było jeszcze sklepów na wsi i były trudności z nabyciem papieru, zrywał i przynosił mi do domu róże plakaty propagandowe, które były porozwieszane przy drogach, na murach czy drzewach. Pamiętam, że dał mi nawet taką tabliczkę glinianą, którą się zamazywało i rysiki, których używał dawniej, jeszcze w szkole parafialnej. Potem, jak zauważył, że moje rysunki są coraz lepsze i że mam uzdolnienia plastyczne, sam zachęcał mnie do malowania i dawał mi swoje ołówki chemiczne albo stolarskie, bo innych w domu nie było. Możliwe, że umiejętności te odziedziczyłem po mamie, która też miała zdolności w tym kierunku. Interesowała się malarstwem i miała z nim kontakt, gdyż w sąsiedztwie jej rodzinnego domu wynajmował mieszkanie artysta malarz Herczak, a później Stapiński. A w latach dwudziestych to nawet u niej w domu u dziadka Mroza wynajmował pokój i tworzył taki malarz Chlebus. Nie wiem, może mama dużo patrzyła na te obrazy, może to się jakoś udziela poprzez psychikę... trudno mi powiedzieć, skąd wzięły się początki tych zainteresowań... możliwe, że wszyscy górale mają takie ciągotki, bo i mój ojciec umiał rysować i moi bracia Stanisław i Henryk mieli takie uzdolnienia, chociaż oni woleli rzeźbić w drzewie niż rysować.

Czy po okresie tej wesołej, jak Pan to określił "nameblowej" twórczości dziecięcej, rozwijał Pan dalej swoje umiejętności?

Nauczycielki w szkole podstawowej od razu zauważyły moje umiejętności. Cały czas starały się rozwijać we mnie uzdolnienia plastyczne. Jako prace społeczne wykonywałem różne gazetki i dekoracje, czy to na 1 maja, 22 lipca, czy też z okazji kolejnej rocznicy rewolucji październikowej, na święta państwowe i szkolne. W starszych klasach robiłem tez rozmaite pomoce szkolne dla klas początkowych. Pamiętam również, ze gdy nieraz cos się przeskrobało i trzeba było zostać w kozie, to za karę musiałem malować obrazki. Oczywiście dla mnie malowanie nigdy nie było karą, lubiłem rysować o robiłem to przyjemnością. A co po szkole podstawowej, gdzie uczył się Pan dalej? Dzięki staraniom pani Kaniowej, kierowniczki szkoły podstawowej w Poroninie, do której uczęszczałem, a także dzięki staraniom mojego ojca, który też chciał, abym kontynuował naukę rysunku i malarstwa, moje prace zostały przesłane do liceum plastycznego w Krakowie.

W Krakowie?Nie w Zakopanem?

Nie w Zakopanem, gdyż Antoni Kenar, ówczesny dyrektor zakopiańskiego liceum plastycznego zadecydował, iż lepiej dla mnie będzie uczyć się właśnie w Krakowie. A to z tego powodu, że w szkole zakopiańskiej kładziono większy nacisk na rzeźbę, a ja nie miałem takich zdolności do rzeźbienia, jak w kierunku rysunku i malarstwa. No i w Krakowie udało mi się dostać do tego liceum. Początkowa selekcja odbyła się na podstawie przysłanych rysunków, a później do egzaminu wstępnego dopuszczono około 80 osób, z czego przyjęto 40.

Co potem?

Po ukończeniu liceum plastycznego zdawałem na Akademię Sztuk Pięknych. Za pierwszym razem nie udało się. Dopiero po drugim podejściu, po odpowiednim, dodatkowym jeszcze przygotowaniu, zostałem przyjęty. Jak wyglądały pańskie studia?

Co pan wówczas malował?

Podczas studiów najwięcej było zajęć obowiązkowych, czyli np. studium aktu, studium martwej natury. Było też wiele zajęć w plenerze. Ja, na przykład, przez cały okres edukacji szkolnej i akademickiej rysowałem ludzi przy pracy, podczas wykonywania różnych zajęć, tutaj, na Podhalu. Szkicowałem też ciekawe, stare domy góralskie, zwierzęta, drzewa. Najtrudniej było mi uchwycić góry. Może dlatego po górach spacerowałem tylko podczas wakacji. Dzisiaj żałuję, że nie zabierałem teraz ze sobą szkicownika. Bo na pewno Tatry były ciekawsze wtedy, gdy na halach wypasały się jeszcze owce, tak do lat sześćdziesiątych, gdy stały pasterskie szałasy, których dzisiaj już nie ma. Jaki artysta inspirował Pana w czasie studiów, czyim był Pan uczniem? Ja byłem w pracowni i uważam się za ucznia Pani profesor Anny Rudzkiej-Cybisowej, żony Jana Cybisa. Pani profesor zafascynowała się sztuką francuską i impresjonizmem polskim. Była zaprzyjaźniona z Olgą Boznańską i studiowała w Paryżu. Tak mnie zainspirowała i w ogóle tak zaraziła tym postimpresjonizmem polskim, że do tej pory maluję i spostrzegam inaczej, niż moi koledzy plastycy i artyści współcześni. Jeżeli robię na przykład projekty tkanin, gdyż ukończyłem Wydział Tkaniny Artystycznej, czy projekty malarstwa ściennego, to działam wtedy bardziej abstrakcyjnie, mam bardziej abstrakcyjny sposób widzenia, postrzegania. Jakiś inny rodzaj wyrażania swoich zainteresowań tych tatrzańskich, tych ze swej przeszłości kulturowej. Oczywiście, można wyrażać to w innej formie, bardziej nowoczesnej, bliższej nowej sztuce. Wciąż jestem bardziej przywiązany do tej starej sztuki, dziewiętnastowiecznej, do naszych wielkich, polskich realistów. Zresztą do tej pory bardzo mnie to fascynuje. Moim marzeniem jest malować tak, jak wielcy artyści, dziewiętnastowieczni realiści polscy. Nie zraża mnie tez nawet to, że sztuka współczesna idzie swoim torem. Uważam że ja też już jestem trochę z innej epoki i nie potrafię tak jak oni, tyle uchwycić i przekazać w danym momencie. I zawsze nam artystom grozi - jeżeli chcemy coś realistycznie przedstawić - naturalizm. Nie potrafimy już tak ładnie, bezpośrednio transponować jak nasi wielcy poprzednicy. Sztuka polska fascynuje mnie bardziej od innych ponieważ tamte są mi obce kulturowo. Nie pasują do mnie, do mojego środowiska, do tej tatrzańskiej tradycji, w której się wychowałem, do kultury podhalańskiej.

z frajerk

Przede wszystkim więc pańska twórczość opiera się na kulturze podhalańskiej, tatrzańskiej.

Tak. Jeżeli chodzi o tematykę to tak. Natomiast jeżeli chodzi o źródła plastycznej inspiracji twórczej, to na pewno na sztuce polskich realistów.

W takim razie w czym tkwi siła pańskiego malarstwa?

Myślę, że chyba nie w sposobie mojego widzenia, czy przekazywania, bo nie uważam się za jakiegoś wybitnego twórcę czy artystę. Moją siłą wewnętrzną jest zamiłowanie do tego, w czym wyrosłem, do swojej kultury, do muzyki, gwary, sprzętów góralskich, do tego wszystkiego, co mnie otaczało w dzieciństwie. Wtedy, kiedy istniało jeszcze pasterstwo, kiedy było żywe wszystko to, czym żyli nasi dziadkowie i pradziadowie, a co zaczęło się wykruszać już w latach pięćdziesiątych i sześćdziesiątych i zupełnie zniknęło w latach siedemdziesiątych.

Jak ocenia Pan malarstwo współczesne?

Chodzę na wystawy sztuki współczesnej. Ale niektórzy artyści, jak na przykład Jerzy Duda - Gracz, w pewnym sensie tkwią jeszcze w klasycznym malarstwie. Chociaż jest on dla mnie bardzo współczesny, ponieważ wiąże pewne tradycje polskie z humorystycznym, swobodnym podejściem do współczesnego świata na zasadzie kojarzenia pewnych rzeczy. Jest on dla mnie dobrym malarzem w sensie opanowania warsztatu malarskiego. I właśnie ci artyści, którzy pokazują jeszcze ten dobry warsztat malarski, czy ci rzeźbiarze, którzy pokazują dobry warsztat twórczy, oni bardzo mnie interesują. Natomiast, jeżeli sztuka przybiera formę negacji wszystkich wartości kulturowych, to uważam to za przejaw pewnej pustki i nihilizmu. I często wychodzę z wystaw sztuki współczesnej przybity i nawet wręcz psychicznie podłamany niewiarą w człowieka, sprowadzaniem go do zera, nic nie znaczącego punkciku we wszechświecie. Sztuka współczesna nie ukazuje w ruchu świata takim, jakim on rzeczywiście jest, tylko go neguje. Moim zdaniem zawsze trzeba mieć nadzieję, jakąś treść i nie można negować wszystkiego, a więc i życia i tej siły, która kieruje światem, ziemią, ludzkością i naszymi - tak mi się wydaje - zainteresowaniami, naszymi celami życiowymi. Jeżeli to wszystko jest negowane to zaczyna ogarniać człowieka pustka prowadząca do w rezultacie do depresji. i nie wydaje mi się, żeby można było tak lekceważąco podchodzić do życia, które jest co prawda krótkie, ale jednak coś znaczy; człowiek ma do spełnienia jakąś misję.

Jaką Pan ma w takim razie misję do spełnienia?

Myślę, że powinienem jeszcze więcej czasu poświecić na to, żeby w jak najlepszej formie przekazać następnym pokoleniom, to, co mnie kiedyś zostało przekazane przez moją rodzinę, moich profesorów, moich nauczycieli i wszystkich innych ludzi. Żeby ci, którzy nastaną po nas, nie zatracili wspólnej więzi pokoleń, o której pisał kiedyś Norwid. I uważam, że właśnie sens takich norwidowskich ideałów powinien przyświecać każdemu twórcy. Mam tutaj na myśli wiarę i wyższe wartości. Wtedy zaczyna się równocześnie doceniać te wartości, które się wyniosło nie tylko z domu rodzinnego, ale i z naszej, ciekawej kultury tatrzańskiej, polskiej i europejskiej. Całą wiedzę, która w ciągu wieków ludzkość zdobyła trzeba przekazywać następnym pokoleniom, kontynuować ją i rozwijać.

Czy ma Pan jakiegoś ulubionego współczesnego twórcę, który Pana inspiruje?

Nie mam. Jednak bardzo lubię malarstwo Tadeusza Brzozowskiego, zakopiańskiego twórcy, pochodzącego z Poznania. Mimo, że jest on malarzem współczesnym, to na wskroś tkwi w wielkich tradycjach dobrego malarstwa, w dobrej materii malarskiej, w warsztatowej umiejętności. Potrafi on przekazać, w zupełnie współczesnej formie to, co wielcy twórcy ukazywali w swoich obrazach. Ostatnio zafascynował mnie także Janusz Karwacki z Krakowa, nauczyciel mojej córki. Byłem w Lodzi, w jednym z domów kultury, na wystawie grafik, a właściwie rysunków graficznych tego artysty. Wykonuje je w niedużych formatach. Są to prace dużym zaangażowaniu twórczym, bardzo pracochłonne, gdzie ogromnym nakładem pracy ołówka, który musi zyskać różne odcienia i pokazać wszelkie szczegóły, zarysowany jest każdy centymetr kwadratowy powierzchni. I ta współczesna grafika wyglądała zupełnie jak litografie lub miedzioryty. Mnie to przypominało, nawet jeżeli chodzi o pracowitość, czy pracochłonność, twórczość Hansa Dürera, czy Albrechta Dürera i ich drzeworyty. Płaszczyzna obrazu jest tak dokładnie centymetr po centymetrze zapracowana, że jest to dla mnie przykład benedyktyńskiej pracy. I oczywiście efekty tego są znakomite, bo są w tym surrealistyczne skojarzenia, zaczerpnięte chyba wprost ze snów. Oglądałem też collage tego artysty, robione wyłącznie dla rozrywki. Potrafił jednak tak dobierać, zestawiać i dopasowywać rozmaite wycinki z gazet ilustracje, że dla mnie były to po prostu gotowe dzieła twórcze, kompozycje, które przemawiały bardziej, niż obrazy innych współczesnych mistrzów. Natomiast najwięcej inspiracji czerpię nie z malarstwa współczesnego, ale tego dawnego, popartego nie tylko umiejętnościami warsztatowymi, i techniczną sprawnością, ale przede wszystkim głęboką wiedzą wyrastającą ze źródeł kultury i cywilizacji europejskiej.

z komiksu

Pański malarski dorobek można byłoby najprościej podzielić na malarstwo rodzajowe, pejzażowe, portretowe, a przede wszystkim malarstwo o świecie góralskim. Która tematyka jest Panu najbliższa?

Najbliższa jest mi tematyka tatrzańska, związana z naszymi tradycjami górali tatrzańskich, z kultura pasterska, z życiem gór. Również tematy religijne nie są mi obce, gdyż przejawiały się one zawsze w historii i w sztuce europejskiej, a w pewnych okresach nawet w niej dominowały. Tematyka religijna zawsze mnie fascynowała i tak jest do dziś. W ciągu trzydziestu lat wykonałem wiele obrazów religijnych min. do Kościoła Parafialnego p. w. M. B. Nieustającej Pomocy w Skrzypnem. Obrazy religijne stanowią znaczną część mojego dorobku artystycznego, ale oprócz nich wykonywałem również witraże. Tematyka religijna jest bardzo interesująca, choć wymaga dużo więcej poświęcenia, czasu i zaangażowania uczuciowego. Jaka jest tematyka witraży? Jest to cykl "święci polscy" i obejmuje osiem dużych okien, w których przedstawieni są polscy święci, od św. Wojciecha począwszy, na św. Andrzeju Boboli skończywszy, czyli z przedziału między X a XV wiekiem.

Które ze swoich prac uważa Pan za najcenniejsze?

Chyba jednak tkaniny i witraże. Obrazek, czy pejzaż można zrobić dość szybko. Uda się lub nie. Ale w projektowaniu tkanin, witraży, czy malowanie większych kompozycji ściennych trzeba włożyć całą indywidualność, poświęcić im dużo więcej uwagi. To mobilizuje do twórczego rozmachu. Za moje najlepsze dzieło w tkaninie uważam abstrakcyjny cykl "śpiący rycerze w Tatrach". Tkanina ta była prezentowana w 1978 roku na wystawie "czterysta dzieł na 400-lecie Zakopanego, gdzie otrzymałem nagrodę Ministra Kultury i Sztuki - złoty medal za zasługi dla miasta Zakopanego i Nowego Sącza. Kompozycję tę zakupiło później Ministerstwo Kultury i Sztuki i obecnie znajduje się ona w Muzeum Tatrzańskim. Bardzo cenie sobie również wspomniany już cykl "święci Polscy".

Brał Pan udział w około 35 wystawach zbiorowych i 20 wystawach indywidualnych w kraju jak i za granicą. Która pozostawiła w Panu najmilsze wspomnienia?

Bardzo miłe wspomnienia mam z ostatniej, marcowej wystawy w Lodzi. Trwała ona miesiąc i gromadził obrazy olejne, szkice, portrety, pastele i projekty witraży. Zainteresowanie pracami było ogromne, na wernisażu pojawiło się bardzo dużo ludzi. Uważam, ze chyba coś w tej naszej kulturze tatrzańskiej jest. Moje malarstwo i twórczość nie są awangardowe, staram się przekazywać swoje plastyczne zainteresowania w sposób, który do nich przemawia.

A wcześniejsze wystawy?

Dwa lata temu odbyła się moja największa wystawa retrospektywna, najpierw w zakopiańskim BWA, a nieco później w BWA w Nowym Sączu. Te wystawy były również dla mnie bardzo satysfakcjonujące, gdyż prezentowana była na nich moja twórczość z ostatnich 30 lat. Również dlatego, że moi koledzy plastycy, którzy nie widzieli mojej twórczości w całości, teraz mogli ją zobaczyć. Starałem się zgromadzić jak największą ilość prac i udało mi się zaprezentować ich 100, co było tym łatwiejsze, że większość prac trzymałem w domu, gdyż byłem z nimi związany uczuciowo.

Jak swój dorobek artystyczny ocenia pan z perspektywy tych kilkudziesięciu lat?

Mam do siebie żal, że za mało czasu poświęciłem twórczości, że miałem okresy przestoju, że zajmowałem się różnymi drobiazgami, w których nie można w pełni wypowiedzieć się plastycznie. Prace prezentowane w Zakopanem i w Nowym Sączu dwa lata temu były przeważnie wielkości około 1m2. Jest to już format, w którym mogę pracować z pełnym zaangażowaniem twórczym. Na małych formatach można tylko robić szkice, czy przygotowywać projekty, natomiast w pełni wypowiedzieć się plastycznie można tylko w dużych tkaninach, czy kompozycjach ściennych. Na wystawach zostały zaprezentowane prace jeszcze z okresu studiów w Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie. Tak, było tam kilka prac jeszcze z czasów studenckich, martwa natura i akty. Te akty były malowane z pamięci, czy ktoś do nich pozował? To były studia z natury. Były prace wybrane, które robiłem na końcowych latach studiów z większym zaangażowaniem i doświadczeniem. Przedstawiłem je na wystawie, gdyż uważałem, je za dobre, nie odstające od dzisiejszych moich prac i osiągające jakiś poziom artystyczny.

A jak te wystawy zostały odebrane przez publiczność i krytyków?

Recenzje były bardzo pochlebne. Ludziom zwiedzającym też się chyba podobały. Byłem zaskoczony ilością osób, które przyszły na moje wystawy.

Czy planuje Pan więc w najbliższym czasie kolejne?

Obecnie doszedłem do wniosku, ze po tych 5 wystawach, które miałem w okresie ostatnich dwóch lat, muszę teraz więcej czasu i uwagi poświęcić sztuce. Nie chciałbym teraz angażować się w jakieś inne zajęcia, które przedtem bardzo odciągały mnie od tej twórczości. Uważam, że trzeba ciągle się rozwijać, pójść jeszcze dalej.

z maczug

W jednym z tygodników określano Pana mianem artysty renesansowego. Czy zgadza się pan z tym twierdzeniem?

Trudno mi powiedzieć. Uważam, że jestem za mało doskonałym artystą, jak na artystę renesansowego. Zainteresowania muzyczne wyniosłem z domu rodzinnego, plastyczne natomiast nabyłem przy udziale pedagogów, dzięki ich inspiracji i pod ich kierunkiem. Jak już wspomnieliśmy na początku naszej rozmowy, pański dwie życiowe pasje to malarstwo i muzyka.

A może jednak muzyka i malarstwo?Co stawia Pan na pierwszym miejscu?

Na pewno malarstwo. Muzyka to tylko takie moje uboczne zainteresowanie, jakby na marginesie innych zajęć. Muzyka tak jak i plastyka fascynowała mnie od dziecka, ale przychodziła łatwiej od sztuki twórczej. Uważam jednak, że prawdziwą sztuką plastyczna wymaga bardzo dużego nakładu sił i jest bardzo czasochłonna, jest trudniejsza od muzyki. Dlatego też uważam sztukę - jako coś bardziej wymagającego - za swoją główną domenę.

W takim razie jaką rolę w Pańskim życiu odgrywa muzyka?

Muzyka, góralska muzyka była dla mnie zawsze przyjemna rozrywką, dopełnieniem, żeby życie nie było takie smutne. Każda muzyka regionalna, nie tylko góralska, zawsze mnie fascynowała i uważam, że powinna być kultywowana i pielęgnowana w każdym regionie.

Znany jest Pan również z gry w kapeli "Trebunie - Tutki". Jak ocenia Pan działalność tej kapeli?

Na pewno jest to duże osiągnięcie mojego syna Krzysztofa. Ja do tej pory bardzo krytycznie zapatrywałem się na te eksperymenty. Ale uważam, ze można dalej rozwijać inne formy muzyczne z naszych typowych pierwocin tatrzańskich. Muzykę można przetwarzać na inne formy muzyczne, nawet rozrywkowe, oby to nie było sztuczne.

Skąd pomysł, żeby grać z jamajskimi muzykami? Jak doszło do spotkania z zespołem Twinkle Brothers?

Był to pomysł Włodzimierza Kleszcza z radiowej dwójki. Później ten pomysł podchwycił mój syn Krzysztof. Do spotkania doszło w październiku 1991 r. , już po tym, jak na letnim festiwalu w Kazimierzu Dolnym zdobyliśmy "Basztę" - największe festiwalowe trofeum. Redaktor Kleszcz już od lat nosił się z pomysłem połączenia muzyki góralskiej z muzyką reggae. Ja byłem temu przeciwny. Uważam się bowiem nie za muzyka, tylko za góralskiego muzykanta. Później okazało się jednak, że Norman Grant, lider Jamajczyków, potrafił w jakiś harmonijny sposób połączyć swoje muzyczne i techniczne zdolności z naszymi rytmami i tatrzańską melodią. Może to jest jednak właśnie takie zderzenie dwóch kultur i chyba nie każdemu się to podoba.

Poprzez tę współpracę Pan i zespół staliście się chyba bardziej znani za granicą?

Chyba tak. Dzięki wspólnemu nagraniu płyty i dzięki koncertom, które graliśmy w 1994 roku.

Chyba młodym się to podoba, a starszym nie?

Tak, bo Norman ma wygląd tańczącego diabła.

Czy w dalszym ciągu współpracujecie z nimi?

Obecnie nie, gdyż trudno byłoby nam współpracować korespondencyjnie. Nie mamy możliwości spotykania się, gdyż oni mieszkają w Londynie, gdzie grają, pracują nad piosenkami i wydają swoje płyty. Czasem tez wyjeżdżają na Jamajkę.

Jeżeli chodzi o muzykę, to z uzdolnień w tym kierunku znane są także Pańskie dzieci. Czy przejęły po Panu zamiłowani e do malarstwa. Czy próbują swoich sił w tej dziedzinie?

Mój najstarszy syn Krzysztof jest z wykształcenia architektem i zdając na politechnikę musiał bardzo dobrze rysować. Pewne uzdolnienia wyniósł z domu, z tym, że ja potrafiłem go nauczyć takiego rysunku, jaki jest wymagany na wydziale architektury i przed egzaminem przygotowywał się u innych nauczycieli. Córka Hania studiuję na drugim roku Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie, prezentuje już niezły poziom i robi ogromne postępy. Najmłodszy syn, Jan, mimo łatwości wypowiadania się w plastyce i rzeźbie, zbyt mało czasu poświęca tym sztukom i nie widać na razie u niego zainteresowań plastycznych.

W wydanej niedawno przez "Znak" książce pod tytułem: Historia filozofii po góralsku, ksiądz profesor Józef Tischner nazwał Pana podhalańskim Platonem. Czy zasłużył Pan sobie na takie określenie?

Chyba nie. Ksiądz Tischner mnie wyidealizował. Trudno mi powiedzieć, czemu przypisał mi takie miano. Powinienem jeszcze więcej pracować nad sobą, dążyć do wyższej doskonałości w życiu i w sztuce.

Ale jednak ksiądz Tischner nazwał pana Platonem. Czyli coś w tym jest.

Uważam jednak, że tutaj na Podhalu jest wielu lepszych ode mnie i bardziej godnych miana Platona. A może dostrzegł u mnie większe zainteresowania artystyczne, niż u innych. Może zauważył, że inni artyści nie wyrośli tutaj, że część z nich przybyła tu z innych środowisk, że mniej są z naszą kulturą związani. A wiedział, że ja pochodzę ze starych rodzin góralskich, jak mój dziadek Mróz, który był gazdą, a w wolnych chwilach "był znanym ostatnim dudziarzem podhalańskim" - jak napisał o nim etnomuzykolog profesor Adolf Chybiński. Nie wiem...

Dziękujemy za rozmowę i życzymy dalszych sukcesów artystycznych.

ŹRÓDŁO: http://www.wsp.krakow.pl/stud_dzien/studium2/w9.html

z sarna

 

 

 

 

ZESPÓŁ TREBUNIE TUTKI

Muzykująca od pokoleń rodzina z Białego Dunajca, która przeszła ewolucję od kapeli ludowej po zespół koncertujący na największych festiwalach Muzyki Świata w Europie, a także Azji i Ameryce Płn. Charakterystyczne aranżacje zespołu opierają się na wykorzystaniu tradycyjnych instrumentów, skali góralskiej, specyficznym stylu wykonawczym.

Współpracują z artystami w kraju i za granicą, m.in. Adrianem Sherwoodem, Krzysztofem Ścierańskim, Voo Voo, Włodzimierzem Kiniorskim oraz jamajskim zespołem reggae - Twinkle Brothers, z którym w 2008 wydali album Songs of Glory/Pieśni Chwały. Autorami muzyki i tekstów są Krzysztof Trebunia-Tutka i Norman Grant. 16 czerwca 2010 roku album Pieśni Chwały uzyskał w Polsce status złotej płyty sprzedając się w nakładzie 15 000 egzemplarzy.

Skład zespołu

· Krzysztof Trebunia-Tutka

· Władysław Trebunia-Tutka

· Anna Trebunia-Wyrostek

· Jan Trebunia-Tutka

· Andrzej Wyrostek

Dyskografia

1.Żywot Janicka Zbójnika, prod. Gamma, Kraków 1992

2.Higher Heights (z Twinkle Brothers, prod. Twinkle Music, Londyn 1992, prod. Kamahuk, Warszawa 1993

3.Baciarujciez chłopcy, prod. Stebo, Kraków 1993

4.Zagrojcie dudzicki, prod. Stebo, Kraków 1993

5.Kolędy góralskie, prod. Folk, Zakopane 1993

6.Ballada o śmierci Janosika, prod. Folk, Zakopane 1993

7.Folk karnawał I, prod. Folk, Zakopane 1993

8.Folk karnawał II, prod. Folk, Zakopane 1994

9.Górale na wesoło, prod. Folk, Zakopane 1994

10.Come Back Twinkle to Trebunia Family (z Twinkle Brothers, prod. Kamahuk, W-wa 1994)

11.Śpiewki i nuty, prod. Folk, Zakopane 1994

12.Music of The Tatra Mountains - The Trebunia Family, prod. Nimbus Records, Londyn 1995

13.Saga, MC prod. Folk, Zakopane 1996

14.Kolędy góralskie, ed. II, prod. Folk, Zakopane 1996

15.Janosik w Sherwood, prod. Kamahuk, Warszawa 1996

16.Greatest Hits, prod. Kamahuk, Warszawa 1997

17.Góral-ska Apo-Calypso, prod. Folk, Zakopane 1998

18.Podniesienie, prod. Kamahuk, Warszawa 1998

19.Jubileusz z Warszawskim Chórem Międzyuczelnianym

20.Etno-Techno, prod. Folk, Zakopane 2000

21.Best Dub, prod. Kamahuk, Warszawa 2000

22.Folk Karnawał, prod. Folk, Zakopane 2000

23.Złota Kolekcja, prod. Pomaton EMI, Warszawa 2001

24.Baciarujciez chłopcy, ed. II, prod. Folk, Zakopane 2001

25.Zagrojcie dudzicki, ed. II, prod. Folk, Zakopane 2001

26.Ballada o śmieci Janosika, ed. II, Folk, Zakopane 1993-2005

27.Góralsko siła, F.F. FOLK, Zakopane, 2006

28.Tischner - Trebunie-Tutki + Voo Voo-nootki, 2007

29.Songs of Glory/Pieśni chwały - Trebunie-Tutki + Twinkle Brothers, Warszawa 2008.

z wiedzm

 

KRZYSZTOF TREBUNIA-TUTKA

Założyciel i lider zespołu Trebunie-Tutki, absolwent Wydziału Architektury Politechniki Krakowskiej oraz Studium Pedagogicznego przy Politechnice Krakowskiej, oraz instruktor l kl. o specjalności: muzyka, taniec i śpiew podhalański. Jako muzyk i autor muzyki współpracuje z różnymi artystami (m.in. Twinkle Brothers, Ordo Sakhna, Włodzimierz Kiniorski, Michał Kulenty, Krzysztof Ścierański, Katarzyna Gaertner, Sławomir Wierzcholski, Paweł Kukiz, Wojciech Waglewski, Mateusz Pospieszalski). Jest członkiem SARP, SAWP, ZAiKS (od 1999). W 2003 roku odebrał z rąk Ministra Kultury odznakę “ZASŁUŻONY DZIAŁACZ KULTURY”. W listopadzie 2008 roku otrzymał tytuł Honorowy Ambasador Polszczyzny (z zespołem Trebunie-Tutki) za teksty utworów pisane i wykonywane podhalańską gwarą.

 Zapraszamy do zabawy razem z Karpackimi Zbójami!

Opracowując projekt „Szlak Zbójników Karpackich” skorzystano z blisko 1000 źródeł dotyczących zbójnictwa karpackiego, które znajdują się tutaj. Kliknij!

Współpracujemy